Spływ rzeką Yellowstone, podczas gdy myśliwi strzelają do kaczek z nieba

Listopad nad rzeką Yellowstone w Montanie. Otoczeni pasmami Absaroka i Gallatin, przesuwamy granicę wiosłowania - tradycję. Kilka tygodni po tym, jak ludzie mają łodzie przechowywane na zimę, wypływamy na odpływające prądy, śnieg już przylegający do wysokich szczytów, lód w wiadrze o świcie, pełna ciemność o szóstej. Wszystko to, ale także wstrząs broni palnej odbijający się echem w dolinach, złowieszczy i tętniący życiem.

Ruby i ja wpadamy w wir na końcu piaskowej plwociny na lunch. Od miesięcy nie spędzam czasu z córką. Jest chłodno, przewiewnie, szaro, pół zimy. Nosimy kalosze, puchowe kurtki, długą bieliznę. Bieliki garbią się na gołych gałęziach. Kilka gęsi zostaje.

- Szkoda, że ​​Sawyera tu nie ma - Ruby unosi podbródek w górę rzeki. Banda mułów waha się tam. Główna łania opuszcza głowę i schodzi po stromej skarpie. Reszta następuje. Oni piją. Oceniają nas.


- Mógłby stąd wyrzucić jednego z nich na włócznię - mówię.

„Oczywiście, gdyby był tutaj, przynosząc tę ​​łowczą energię, nigdy nie przyszliby pić”.


Jeleń kończy, wspina się delikatnie na brzeg, znika w szałwii. Etykieta mojego syna pozostaje niewypełniona. Ruby i ja odwracamy się plecami do wiatru, dzielimy się obiadem. W oddali głucho huczy karabin. Przepływa ciemna rzeka.

Nie jestem przeciwnikiem polowania. Jedyne mięso, które spożywam, to dziczyzna i ryby. Moi dwaj synowie polują. Dzielimy się ich nagrodą. Rozumiem ironię, która tkwi w sercu życia - aby żyć jutro, zabijamy i konsumujemy dzisiaj. Rozumiem pierwotny dreszczyk emocji, łodygę, czytanie krajobrazu i znaków, wymaganą cierpliwość, czujność, wysiłek. Satysfakcja z pełnej zamrażarki. Rozumiem.

A jednak w zapadającym zmroku ujawnia się ciemniejsza strona tej ironii. Przypomina mi modlitwę wojenną Twaina, w której wskazuje, że kiedy modlimy się o nasze zwycięstwo w bitwie, modlimy się również o śmierć innych dzieci, spustoszenie innych ziem, spustoszenie innych kultur. W naszym patriotycznym zapale, w hymnach, przyrzeczeniach i paradach modlimy się o smutek innych.

Każdej jesieni, zwłaszcza na rzekach, staję twarzą w twarz z równoważną modlitwą o życie sportowe. Nazwij to modlitwą polowania.


Pewnego listopada, gdy lód płynął wzdłuż rzeki East Gallatin, Marypat i ja usłyszeliśmy huk strzelb. A potem, za zakrętem - ślepy i wir podskakujący z wabikami na kaczki i gęsi, zapach dymu i proszku. Łowcy patrzyli, jak przechodzimy w zwięzłej ciszy. Oddzieliła nas jakaś niemożliwa do pokonania przepaść. Dwa pochyla się w dół zielonoskrzydłego cyraneczki wymachującego w nurcie, śmiertelnie rannego, błyszczącego blaknięcia skrzydeł. Jeden zakręt dalej, kaczka krzyżówka, martwa i przemoczona jak przemoczony ręcznik.

W oddali gasnący bęben strzelb. Więcej ptaków spadających z nieba.

Innym razem, w pobliżu Three Forks of the Missouri, nasz kajak ślizgał się po żwirze. Nagle zapach śmierci na wietrze. Spojrzałem na bank. Tam, oparty o powaloną topolę, potężny, nietknięty i bardzo martwy łoś byk. Ogromny stojak, prawdopodobnie 1500 funtów mięsa, ale zmarnowany, gnije. Zapach wyblakł, ale pamięć pozostaje ostra do dziś.

Na Yellowstone, Ruby i ja znajdujemy wyspę, na której możemy obozować o zmierzchu. Ciemność zapada szybko, całkowicie. Siedzimy przytulnie przy małym ognisku, dzieląc obiad, gorącą herbatę. Rzeka płynie cicho i ponadczasowo. Ruby opowiada mi o swoich podróżach, planach. Rozmawiam z nią o śmierci mojej matki. Ruby była w Europie, kiedy zmarła mama. Ciężko to zniosła. Uważam, że jestem bardziej emocjonalny, niż się spodziewałem. Długo siedzimy w ciemności, spoglądając w płomienie razem z myślami.


Jest w południe i wiele mil w dół rzeki od obozu, kiedy Ruby wskazuje na brzeg. Na żwirze leży łania muła z nosem prawie w rzece. Coś w tej postawie jest nienaturalne. A dlaczego jeleń miałby tak leżeć? Płyniemy blisko.

„Nie żyje” - mówię. 'Strzał.'

Na dźwięk mojego głosu łania kieruje się na nas. Nic innego się nie rusza. Nawet oczy są matowe z powodu nadchodzącej pewności śmierci. Dryfujemy obok, oczy nas śledzą. Przez cały dzień te słabnące oczy śledziły mnie.
-

Ta historia pojawiła się pierwotnie w High Country News .